Kiedy w gronie moich znajomych, miłośników muzyki poważnej, zapytałem o znanych polskich skrzypków, najczęściej padało nazwisko Henryka Wieniawskiego. Z dumą wymieniano też słynnego konkurenta Paganiniego, Karola Lipińskiego. Wspomniano również o Grażynie Bacewicz, Wandzie Wiłkomirskiej, Bronisławie Hubermanie, Henryku Szeryngu i Konstantym Andrzeju Kulce. Ktoś nieśmiało dorzucił nawet Nigela Kennedy’ego, który choć jest Anglikiem, od lat mieszka w Krakowie i doskonale czuje się w polskich realiach. Ani razu nie padło natomiast nazwisko Apolinarego Kątskiego, w swoim czasie uznanego nie tylko za cudowne dziecko, ale i za rzeczywistego geniusza skrzypiec.
Aby przypomnieć sylwetkę późniejszego wybitnego wirtuoza zatrzymajmy się przez moment na przodkach Kątskich. Rodzina ta, herbu Brochwicz, spowinowacona z Potockimi, Jordanami i Glińskimi, osiadła onegdaj w Kątach w pow. sądeckim, by później związać się z Krakowem. Z rodu tego wywodził się niegdyś pierwszy obywatel Rzeczypospolitej i niedoszły władca Polski, Margrabia Cesarstwa Rzymskiego, wojewoda kijowski i krakowski, a potem kasztelan tej ziemi, generał artylerii konnej, Marcin Kazimierz Kątski, którego zwolennicy po śmierci Jana III Sobieskiego osadzić chcieli na królewskim stolcu. Wróćmy jednak do Apolinarego i jego ojca Grzegorza (1778-1844), który odegrał niebagatelną rolę w artystycznej karierze swoich muzycznie uzdolnionych dzieci. Dawny adiutant Kościuszki, urzędnik Senatu Rzeczypospolitej Krakowskiej i członek Towarzystwa Przyjaciół Muzyki w Krakowie uchodził za człowieka o wielu talentach. Był niezłym skrzypkiem amatorem i kompozytorem, ale ponoć „kiepskim wierszokletą”. O ile można wątpić w literackie talenty pana Grzegorza, to przyznać trzeba, że z pewnością był człowiekiem obrotnym. W związku z Anną z Różyckich, zawartym ok. 1814 roku, spłodził pięcioro dzieci, u których nie tylko dość szybko odkrył muzyczny talent, ale i równie szybko zaczął z tego osiągać spore profity. Najstarszym z pięciorga niezwykle utalentowanych dzieci Grzegorza i Anny był Karol (1815-1867), który poświęcił się grze na skrzypcach i komponowaniu. Jedyna córka, Maria Eugenia (1816-?), została śpiewaczką, ale jej kariera zakończyła się z chwilą wyjścia za mąż. Antoni (1817-1899), uchodzący za najbardziej utalentowanego z całego rodzeństwa, był pianistą i kompozytorem. Pianistą i kompozytorem był także Stanisław (1820-?). Najmłodszym z rodzeństwa, który najbardziej rozsławił rodowe nazwisko, był Apolinary, pieszczotliwie okrzyknięty Apolkiem.
O ile nie ma trudności z ustaleniem dat i miejsca urodzin czworga starszego rodzeństwa – wszyscy przyszli na świat w Krakowie – o tyle ustalenie tych informacji w stosunku do Apolinarego nastręcza już pewnych trudności. Ze względu na karierę muzyczną dzieci, rodzina Kątskich prowadziła dość ruchliwy tryb życia i często przemieszczała się po ziemiach polskich. Ponoć podczas jednej z takich eskapad, 2 lipca 1826 roku w stolicy Wielkopolski przyszedł na świat najmłodszy z Kątskich, Apolek. Tę datę i miejsce urodzin umieszczono na nagrobku na warszawskich Powązkach. Takie dane figurują również w wielu źródłach z epoki. Jednak tyle samo, a może i więcej źródeł podaje za datę narodzin 23 października 1825 lub 1824 roku, a za miejsce urodzenia Kraków lub Warszawę. Jak było naprawdę, tego się prawdopodobnie nigdy nie dowiemy. Być może zaradny pan Grzegorz manipulował datą urodzin synka, by zyskać dlań sławę cudownego dziecka, a sobie materialne korzyści? Wkrótce po narodzinach Apolka rodzina Kątskich osiadła w Wiedniu. Pierwszym nauczycielem chłopca w grze na skrzypcach był ojciec. W kształceniu wspomagał go najstarszy syn, Karol. Jako „cudowne dziecko” Apolek wystąpił w 1829 roku u boku brata Antoniego na dworze carskim w Petersburgu. Entuzjazm wzbudził wykonaniem koncertu Pierre’a Rodego. Potem występował w Moskwie i w Budapeszcie. Wreszcie w Wiedniu, gdzie od cesarzowej Austrii dostał swoje pierwsze drogocenne skrzypce Stradivariego. Prawdopodobnie podczas pobytu w wymienionych miastach pobierał dodatkowe lekcje gry na skrzypcach, ale nazwisk nauczycieli nie udało się ustalić. W 1835 roku Kątscy osiedlili się w Wersalu pod Paryżem.
Początkowo Apolek u boku ojca i starszego rodzeństwa koncertował w domach polskich emigrantów politycznych. Wspólnie z wirtuozem gitary Stanisławem Szczepanowskim wystąpił w słynnej sali Pleyela w Paryżu. Swych sił próbował również w gmachu Opery. Już wówczas mówiono o nim jako o muzycznym zjawisku. Za datę debiutu Apolka we Francji uważa się jednak 1 marca 1837 roku. Wtedy to razem z braćmi dał koncert w sali Ratuszowej Hotelu de Ville. Wzbudziwszy ogólny aplauz publiczności, chłopiec okrzyknięty został przez nią genialnym artystą. Prawdopodobnie 3 maja 1838 roku Apolinary spotkał się w Paryżu z „demo-nem skrzypiec”, Niccolo Paganinim, który o utalentowanym dziecku słyszał już podczas swoich warszawskich koncertów w 1829 roku. Zachwycony grą małego Polaka Paganini ucałował chłopca. Udzielił mu także kilku lekcji, po których wydał swojego rodzaju dyplom-zaświadczenie. Czytamy w nim m.in.: „Słyszałem różne dzieła muzyczne, wykonane na skrzypcach przez pana Kątskiego, jedenastoletniego młodzieńca, i gdym go znalazł godnym zaliczenia pomiędzy pierwszymi mistrzami na tym instrumencie, nawet najsławniejszymi, pozwalam sobie powiedzieć, że jeżeli wytrwa dalej w tej pięknej sztuce, to z biegiem czasu prześcignie wyżej wymienionych artystów”. Ponadto, jako jednemu z kilku najbardziej uzdolnionych uczniów, zapisał Kątskiemu w testamencie skrzypce Stradivariusa oraz ofiarował kilka rękopisów muzycznych z dedykacją, m.in. Fantazję na temat modlitwy z „Mojżesza” Rossiniego oraz Karnawał wenecki. Niewątpliwie fakt pobierania lekcji u wielkiego Paganiniego otwierał chłopcu drzwi do najsłynniejszych sal koncertowych i do prywatnych domów, gdzie był przyjmowany jako objawienie i poeta skrzypiec. W czasie późniejszych tras koncertowych, Kątski umiejętnie wykorzystywał swoją znajomość ze słynnym Włochem, mówiąc o sobie, że jest „jedynym uczniem Paganiniego, któremu wielki mistrz przekazał sekret swojej sztuki”. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że oprócz wielkiego talentu i polskiej wrażliwej duszy, chłopiec ciężko pracował na swoją sławę, ćwicząc bezustannie grę między licznymi koncertami.
W związku z planowanym tournée artystycznym po Anglii, chłopiec pobierał we Francji lekcje języka u Leonarda Niedźwiedzkiego. Do Londynu wyjechał w lipcu 1838 roku. Grał tam przede wszystkim na prywatnych koncertach, m.in. u księżnej Somerset i u znanego melomana i kompozytora amatora, lorda Burgherh. Kątski nie zapominał także o przebywających w Anglii Polakach. Kilkakrotnie wystąpił na zabawach tanecznych dla polskich emigrantów. Około 5 sierpnia 1838 roku trzykrotnie w ciągu jednego wieczora wystąpił przed zauroczoną nim księżną Sutherland, damą królewskiego dworu. Dzięki jej wstawiennictwu koncertował w pałacu Buckingham przed samą królową Wiktorią. „[...] Po pierwszej grze królowa przywołała go do siebie i zrobiła mu ten honor, za który połowa Anglików w Anglii, chorujących na niezgaszoną miłość do królowej, dałaby sobie życie odebrać, honor utkwienia swych niebieskich oczu w śmiałe i wymowne źrenice Apolinarego”. Ku uciesze zachwyconej królowej i jej dworu, popisy Apolka trwały trzy godziny. Ogromny sukces osiągnął młodziutki Polak w sali królewskiego teatru przy Drury Lane, grając niedrukowany jeszcze utwór Charlesa Auguste’a de Bériot. Gazeta „The Morning Post” pisała o stopniu trudności słynnego Tremola i o fenomenalnej pamięci chłopca. Większość z uzyskanych w Anglii honorariów wrażliwy muzyk przeznaczył na rzecz ubogich. Po powrocie do Francji Apolinary Kątski koncertował w większych ośrodkach miejskich. W tym czasie usamodzielnił się. Miał prawie 20 lat. Ciężka choroba nogi, a tym samym niemożność koncertowania, postawiła przed Apolinarym pytanie o dalszy los jego kariery. Na szczęście dzięki trosce i opiece przyjaciół skrzypek wyzdrowiał. Jednak zdrowotne problemy wyczuliły i tak wrażliwego na ludzką krzywdę i nieszczęścia młodzieńca. Odtąd część honorariów Apolek – bo tak nadal nazywali go najbliżsi – przeznaczał na ubogich i potrzebujących.
Dalsza kariera skrzypka rozwijała sie nader pomyślnie. W grudniu 1845 roku
Apollinaire de Kontski – bo tak ze względów marketingowych sfrancuził swoje
nazwisko – grał w Nantes. Dał tam osiem koncertów. Rozentuzjazmowani mieszkańcy
nazwali jego imieniem ochronkę, którą od lat wspierał finansowo. W lutym roku
następnego dziesięciokrotnie wystąpił w Bordeaux, a potem w Bagneres i Neuillij.
W Amiens, Vannes, Brest, Angers i Saumur wybito okolicznościowe medale na cześć
skrzypka. Wkrótce cała Francja leżała u stóp polskiego muzyka. Były minister
sprawiedliwości w rządzie Karola X, Pierre-Denis hrabia de Peyronnet zadedykował
mu wiersz, którego fragment brzmi:
„(...) kiedy czysty śpiew jego wre i huczy,
kiedy wichrzy i grzmi wartki głos i dźwięki powolne ubiega,
kiedy smyczek jego, śpiewak wesoły, biegnie po drgającej strunie,
kiedy uległe złudnej jego sztuce, martwe drzewo drży i płacze,
rzekłbyś że to szatan wcielony...
Ale nie! To czarodziej tylko”.
W 1848 roku Apolinary Kątski opuścił Francję i udał się w tournée po Europie.
Odwiedził Niemcy, które zjeździł wzdłuż i wszerz. W Niemczech okrzyknięto
Kątskiego jedynym spadkobiercą geniuszu Paganiniego. Dziennik „Didaskalia” w
wydaniu z dnia 27 maja 1848 roku zamieścił entuzjastyczną recenzję pióra
dyrektora frankfurckiej orkiestry, Guhra, który m.in. pisał: „(...) niezrównany
artysta ucieszył nas danym przez siebie koncertem w tutejszym teatrze.
Niepodobna wyrazić entuzjazmu tutejszej publiczności, wywołanego czarodziejskim
jego smyczkiem, co raz pogrąża słuchacza w smutek, to wprawia go w zachwycenie.
(...) Kątski doskonale pojął wszystkie muzykalne szkoły wielkich mistrzów (...),
ale sam Kątski w zupełnem znaczeniu wyrazu jest samoistnym artystą i idzie
własna swa drogą, którą sobie utorował w muzykalnym świecie”. Po lipskich
koncertach, krytyk Oettinger na łamach dziennika „Charivari” z 11 sierpnia tegoż
roku pisał o Polaku: „(...) Artysta, który dostał w spadku skrzypce Paganiniego,
obdarzony jest tąż samą jenialnością, ale na szczęście nie wziął on w spadku
szatańskiej gry Paganiniego. Smyczek Apolinarego Kątskiego jest to talizman,
który wydobywa ze skrzypiec tony płynące do serca słuchacza jak błogi ożywiający
balsam, co smutek i boleść łagodzi. (...) Skrzypce Kątskiego to błoga wieszczka,
która śród gorzkich łez nawet po ludzku się uśmiecha. Każdy ton Paganiniego
wydobyty z jego skrzypic grzmiał jak bluźnierstwo i przeklęstwo, każdy dźwięk
Kątskiego brzmi jak modlitwa”. Dalej krytyk z pełnym uwielbieniem rozwodził się
nad warsztatem i kunsztem młodego polskiego wirtuoza. Trzeba oddać, że niemieccy
słuchacze i krytycy z wielkim znawstwem i przychylnością wspominali artyzm
Kątskiego i jego wizyty w swoim kraju. Chyba najlepiej ujęła to wrocławska „Algemeine
Oderzeitung”, która uznała, że „(...) Pan Kątski powinien być zaliczony do rzędu
największych wirtuozów wszystkich czasów”. Właśnie wrocławskie koncerty należały
do najbardziej udanych. Jak podawała „Revue et Gazette Musicale” (z 28 stycznia
1849 roku), 7 stycznia artysta dał koncert w słynącej ze znakomitej akustyki
sali Oratorium Marianum Uniwersytetu Wrocławskiego. Tu doszło do spotkania z
młodszym o 10 lat Henrykiem Wieniawskim, z którym przez niemal całe życie
rywalizował. We Wrocławiu Kątski dał w sumie dziewięć koncertów. Później udał
się do Gdańska i do Królewca, gdzie na tamtejszym Uniwersytecie Albertina
otrzymał honorową godność doktora sztuk wyzwolonych. W sierpniu 1849 roku dał
cykl koncertów w Londynie, na których obok kompozycji Paganiniego zaprezentował
również i swoje utwory.
W kwietniu 1850 przez jakiś czas grał w Belgii, gdzie nie bez trudu przekonał do
siebie tamtejszą publiczność. Rozkochani w swoim rodaku, genialnym skrzypku
Henri Vieuxtempsie, Belgowie dopiero po kilku recitalach, oczarowani kunsztem
Polaka, uznali jego wyższość. Korespondent „Gazety Wielkiego Księstwa
Poznańskiego” pisał w swojej relacji z brukselskich występów Apolinarego:
„Zjednał sobie wszystkich – odniósł świetne zwycięstwo, gdyż po jego trzecim, a
ostatnim koncercie, najstarsi i najzasłużeńsi reprezentanci sztuki skrzypcowej
oddali mu należyty hołd. Zimna flamandzka publiczność wydobyła się ze swego
letargu i okrzykami entuzjazmu uczciła artystę”. „Journal de Bruxelles”
zapewniał, że „(...) wszystko, co tylko napisano o grze znakomitego skrzypka
Kątskiego, jest niższem od prawdziwej jego wartości. (...) Prawdziwie można
oszaleć od gry Kątskiego. Nie jest to rzecz łatwa pisać o takim człowieku.
Pierwsze uczucie, które obudza gra jego – jest zdziwienie. Zaczarowany smyczek
ciągnie ku sobie całą uwagę i odrzuca wszelkie roztrząsanie. Człowiek słucha,
ale nie sądzi. Nie ma na to czasu. Takim jest artysta, któregośmy wczoraj
słyszeli, artysta, który niesłychane pokonywa trudności, bez żadnego wysilenia,
z nieporównaną łatwością”.
W 1850 Apolinary wraz z bratem Antonim podjęli decyzję o tournée po Rosji. W
ten sposób mieli rozpocząć nowy, bardzo ważny etap w swoich artystycznych
karierach. W grudniu 1850 roku Apolinary po raz pierwszy zawitał do Warszawy,
gdzie zagrał pięć koncertów. Nie sposób zacytować wszystkich pochlebnych i
entuzjastycznych opinii, które ukazały się w warszawskiej prasie. Miasto
doceniło artystę i oddało mu hołd. Grono wielbicieli urządziło pożegnalna ucztę,
na której odczytano okolicznościowy wiersz:
„Chlubo nasza, Mistrzu młody, Tyś poświęcił dla nauki,
Najpiękniejszy wiek swobody, byle wydrzeć tajnie sztuki!
I zdobyłeś cel twych marzeń, i zyskałeś palmę sławy
I z nią stajesz wśród Warszawy by piętnować moc twych wrażeń.
Dziś więc dla Cię Mistrzu młody niesiem jeszcze hołd ostatni,
A tym hołdem... skromne gody, a na godach... toast bratni.
A w toaście cześć i Tobie, i dla mistrza i zawodu,
Co wskrzesili w Twej osobie chlubę ziomków i narodu!
W Rosji Kątscy grali początkowo w duecie. Później koncertowali oddzielnie,
wszędzie wzbudzając entuzjazm publiczności. W marcu 1851 roku Apolinary dał swój
pierwszy koncert w Petersburgu. Artysta obawiał się tego występu, ponieważ
dotarły do niego głosy o niechętnej mu publiczności i krytykach. Już jednak
pierwsze tony jego rzewnych skrzypiec rzuciły na kolana zgromadzoną w
Michajłowskim Teatrze petersburską publiczność. Ten wspaniały, rozkochany w
artystach naród natychmiast uznał w Polaku geniusza. Kolejne, tym razem
kwietniowe (10, 17, 20), koncerty były pasmem sukcesów. Ze względu na zbyt małą
salę Michajłowskiego Teatru, występy odbyły się w Teatrze Wielkim i w Sali
zgromadzenia szlacheckiego. Jak pisała wydawana przez Polaka, Tadeusza Bułharina,
petersburska „Północna Pszczoła” (nr 86/1851): „(...) gdyby wielki teatr miał
potrójną ilość miejsc, jeszcze niepodobieństwem by było zadość uczynić żądaniu
chciwej słyszenia publiczności”. W Petersburgu doszło także do kolejnego
spotkania Kątskiego z Wieniawskim.
Jesienią 1851 roku Apolinary Kątski kontynuował rosyjskie tournée, odwiedzając
m.in. Tułę, Niżnyj Nowogród, Charków, Połtawę, Odessę i Kijów, by wreszcie w
marcu dotrzeć do Moskwy. Wszędzie wzbudzał entuzjazm i święcił triumfy.
Spragnioną wielkiej sztuki publiczność oczarowywał swym talentem i mistrzostwem
w posługiwaniu się smyczkiem. Wzruszał, bawił i rzucał na kolana. Wielki
miłośnik muzyki, książę Michaił Galicyn wspominał: „(...) Pierwszą sztuką, z
którą Kątski przed charkowską publicznością stanął, była fantazja z Łucji. Samo
poprzedzające adagio tego pięknego utworu mogło juz przekonać, jak głębokim
uczuciem przejęty jest artysta, i że w wykonaniu może odpowiedzieć najsurowszym
wymaganiom klasycznej szkoły. Głośne i ogólne oklaski powitały go, a na-wet
postrzegaliśmy łzy w oczach takich osób, które dotąd uważano za oziębłych na
wszelkie muzykalne wrażenia. Zapał, jaki wzbudził pierwszy ten koncert, był nie
do opisania”. W każdym z odwiedzanych miast, pomny swych zasad Apolinary,
przekazywał spore sumy na biednych i potrzebujących. Tym gestem zjednywał sobie
serca nie tylko maluczkich. Wzruszony przekazanym dla ubogich dochodem z
koncertu Naczelnik Miasta Odessy, Jego Wysokość Tajny Radca Aleksander
Kaznaczejow pisał: „(...) Pozostaje mi wynurzyć tu Panu najczulszą podziękę, tak
za rozkosz, którą znakomitym talentem swoim Odessę obdarzyć raczyłeś, jak i za
wsparcie przyniesione nieszczęśliwym. Jakże przyjemnie widzieć i przekonywać
się, że Pan talentu, którym go Stwórca obdarzył, nie dla przyjemności ludzkiej
jedynie, lecz także i dla ulgi cierpiących używasz”.
Warto nadmienić, że konsekwencją rosyjskiej trasy koncertowej było powierzenie
Kątskiemu stanowiska skrzypka-solisty dworu carskiego. Posadę tę objął artysta
24 czerwca 1852 roku po Belgu, Henri Vieuxtempsie, któremu wygasł kontrakt. Po
otrzymaniu zaszczytnego tytułu oraz patentu z numerem 2433, skrzypek na własne
życzenie zrezygnował z wynagrodzenia.
W listopadzie 1851 roku Kątski udał się do Mołdawii, gdzie na koncertach Polaka
zaszczycił swą obecnością sam Hospodar. W podzięce za duchową ucztę władca
wręczył muzykowi szczególny upominek. Był to bogato zdobiony puchar, który król
Jan III Sobieski otrzymał od cesarza Leopolda w podzięce za obronę Wiednia przed
Turkami. Ciekawostką jest, że drogocenne naczynie przez pewien czas należało do
przodka skrzypka, wspomnianego już generała Marcina Kątskiego. W jaki sposób
stał się on właścicielem pucharu, i w jaki sposób kielich trafił do mołdawskiego
władcy, tego nie wiadomo.
Dalsza trasa Apolinary Kątskiego wiodła do Bukaresztu. W marcu 1852 roku
skrzypek udał się ponownie do Moskwy, by stamtąd pod koniec kwietnia powrócić do
polskiego Wilna. Artysta, co oczywiste, koncertował bowiem również na ojczystej
ziemi, m.in. w 1849 roku w Krakowie, gdzie został członkiem korespondentem
miejscowego Towarzystwa Naukowego, Suwałkach, Warszawie czy w Wilnie, gdzie
przyjmowany był przez biskupa Żylińskiego i Eustachego hr. Tyszkiewicza. Z
okazji pobytu skrzypka w mieście nad Wilią wydano nawet okolicznościową
publikację opowiadającą o dotychczasowych sukcesach artystycznych mistrza.
Wręczono mu także obraz przedstawiający wojenny epizod z życia generała
Kątskiego. W dniu 29 maja 1852 roku, z okazji przypadającego święta Bożego
Ciała, Apolinary trzykrotnie wystąpił w wileńskiej katedrze, kończąc tym samym
niezwykle udany pobyt w mieście.
Osobny rozdział stanowią pobyty Kątskiego w Wielkopolsce. Z pierwszą wizytą do
rodzinnego Poznania przyjechał skrzypek wiosną 1849 roku. Dał wtedy pięć
koncertów (26, 28 i 30 marca oraz 1 i 18 kwietnia) w sali słynnego Bazaru. Dwa
lata później Apolinary koncertował w Poznaniu wspólnie z bratem Antonim. Muzyk
odwiedzał także Dębno nad Wartą. Jeździł tam nie tylko do wód – jak dawniej
określano wyjazd do uzdrowiska – ale i dawał recitale.
Na temat związków Kątskiego z Kaliszem, drugim co do wielkości miastem
Wielkopolski nie zachowało się zbyt dużo świadectw. Z tych, które się jednak
ostały widać, że były to związki bardzo gorące. Wiadomo, że dwa koncerty dał
artysta w lipcu 1851 roku. Cztery lata później skrzypek występował aż
trzykrotnie. W dniach 22 i 24 czerwca 1855 roku zagrał w miejskiej resursie.
Koncert spotkał się z wielkim uznaniem kaliszan. Oddajmy jednak głos
Stanisławowi Radolińskiemu, prezesowi Rady Opiekuńczej Zakładów Dobroczynnych
Powiatu Kaliskiego, który o tym doniosłym wydarzeniu tak pisał: „Pan Apolinary
Kątski, przybywszy do Kalisza, po daniu dwóch świetnych koncertów, dowiaduje się
o myśli założenia Domu Schronienia w mieście, o potrzebie naglącej instytucyi
nowej, która dałaby przytułek biednym. Koncertu pod ogólną nazwą »dla ubogich«
dać odmawia, ale odgadłszy myśl publiczną wciela się w jej potrzeby i ogłasza
Solenną Mszę świętą, w czasie której sam grać będzie, a to na uproszenie łaski i
pomocy Boga, przy mającym się założyć Domu Schronienia dla ubogich m. Kalisza,
dodając iż wśród nabożeństwa uproszone damy zbierać będą kwestę na cel
pomieniony”.
Po kilku dniach, 31 lipca 1855 roku, znany z filantropii artysta wystąpił w
pięknej kaliskiej kolegiacie pw. św. Józefa. Na rzecz ubogich kwestowały zacne
kaliskie damy – pułkownikowa Kaulberszowa oraz panie Chmielewska, Stanczukowska,
Polkowska, Czartkowska i Radolińska. Uzyskane z tego koncertu 355 rubli
przekazano na budowę schroniska. Niedługo potem na łamach „Kuriera
Warszawskiego” Radoliński zwracał się do mistrza: „Niech Ci będą dzięki
Szanowny Panie. Przyjm takowe od Rady Opiekuńczej, od współobywateli, od
mieszkańców grodu kaliskiego. Dźwięk muzyki przepłynął razem z tchnieniem mszy
błagalnej, ale muzyka skamieniała w czynie miłosierdzia. Czynem tym imię Twoje
przejdzie do potomności. Wzniesiony Dom Schronienia przemawiać będzie imieniem
Kątskiego do naszego wieku!”. W tym samym roku muzyk wystąpił także w miastach
ówczesnej guberni kaliskiej, m.in. w Sieradzu oraz w Wieluniu, gdzie podczas
balu zorganizowanego na cześć artysty po koncercie zgromadziło się ponad 300
zacnych obywateli miasta.
Ostatni odnotowany przyjazd Kątskiego do Kalisza miał miejsce w 1858 roku – w
czasie jarmarku świętojańskiego. Wtedy to Apolinary dał dwa koncerty w sali
Resursy Obywatelskiej, która mieściła się w najelegantszym wówczas w mieście
Hotelu Polskim, należącym do rodziny Woelffów. Dochód z tego koncertu
przeznaczył artysta na kaliski szpital Świętej Trójcy. Ponadto muzyk wystąpił
podczas mszy świętej oraz towarzyszył prześwietnej trupie aktorskiej Juliusza
Pfeiffera.
Nie ulega wątpliwości, że Apolinary Kątski należał do grona ostatnich w XIX
wieku wielkich skrzypków-wirtuozów. Ponadto był także świetnym kameralistą. Jako
członek kwartetu (pierwsze skrzypce) Kątski występował kilkakrotnie w Warszawie.
W Rosji grywał z wybitnymi pianistami epoki – Teodorem Leszetyckim, Antonem
Grigoriewiczem Rubinsteinem i Aleksandrem Dargomyżskim. Z Kątskim często
występowała jego córka Wanda, którą muzyk cenił nie tylko jako doskonałą
akompaniatorkę, ale i wielce uzdolnioną pianistkę. Jak widać przechodzące z
pokolenia na pokolenie tradycje muzyczne rodu Kątskich były kontynuowane. Warto
nadmienić, że muzykiem był także syn Apolinarego, Zygmunt, który był uznanym
wiolonczelistą. Oboje artystycznie uzdolnione dzieci pochodziły ze związku
małżeńskiego Kątskiego z Olgą z Kleistów
Pod koniec lat 50. XIX wieku Apolinary Kątski osiadł w Warszawie. Ograniczył
występy i działalność kompozytorską, aby wreszcie zrealizować swoje marzenie.
Dzięki wieloletnim zabiegom i swojej pozycji na dworze carskim oraz zła-godzeniu
represji rosyjskich po śmierci namiestnika Królestwa Polskiego, Iwana
Paskiewicza, artysta otrzymał pozwolenie na otwarcie pod własnym kierownictwem
Instytutu Muzycznego w Warszawie (w 1919 roku przemianowany na Państwowe
Konserwatorium Muzyczne). Muzykowi w sukurs przyszli wielki książę Konstanty,
zapalony wiolonczelista i członek petersburskiego kwartetu Kątskiego, a także
muza i opiekunka poetów i muzyków, Maria Kalergis. Mimo twardych warunków
finansowych stawianych przez rosyjskie władze, placówkę uruchomiono 26 stycznia
1861 roku. Siedzibą Instytutu został pałac Ostrogskich przy ulicy Tamka. Obiekt
wybrał sam Apolinary Kątski. Oddanie do użytku Instytutu, na który skrzypek
przeznaczył własne dochody i fundusze pochodzące ze składek społeczeństwa,
miało ogromne znaczenie nie tylko dla szkolnictwa muzycznego w Nadwiślańskim
Kraju. Szkoła stała się ostoją polskości – była jedyną placówką w rosyjskim
zaborze, w której dozwolony był język polski jako wykładowy. Instytutem
Muzycznym kierował artysta aż do śmierci, prowadząc jednocześnie klasę
skrzy-piec. Jednak autorytarny sposób prowadzenia placówki przysporzył mu wielu
wrogów. Jako pedagog Kątski wykształcił kilku znanych później muzyków, m.in.
kompozytora Zygmunta Noskowskiego, którego w latach 1864-1867 uczył gry na
skrzypcach, czy przyszłego wybitnego skrzypka Konstantego Gorskiego.
Apolinary Kątski, jak większość skrzypków, zajmował się także komponowaniem.
Ogłosił drukiem kilkadziesiąt opusów. Były to m.in.: Pokutnik, Skarga duszy
utrapionej, Sny młodej kasztelanki op. 6, Odjazd i pożegnanie rycerza op. 11,
utwory programowe: Kłótnia, Słowik, Echo op. 5, Kaskada op. 3, koncert
skrzypcowy, 3 méditation pour piano (opubl. w 1839 w Moguncji), fantazje na
popularne tematy operowe, cykl 24 etiud (tzw. Grandes Études), mazury: Diabeł
op. 9, Wanda op. 10, Wielkopolanin z 1849, Sobieski z 1845 i Stefan Batory op.
2. Co zrozumiałe, wiele z tych utworów skomponował z myślą o swoich
wirtuozerskich popisach. Jednak, jak można było by przypuszczać, utwory Kątskiego, choć publikowane w czołowych wydawnictwach Lipska, Moskwy czy
Warszawy, nie zdobyły popularności i w większości zostały zapomniane.
Najsłynniejszymi, i do dziś wykonywanymi, są Mazur sielankowy op. 4 z 1843 roku
i sześć Kaprysów-etiud op. 16.
Opinie współczesnych Kątskiemu o jego muzyce i wykonawstwie były bardzo skrajne.
Jego grą, w manierze zbliżoną do gry Paganiniego, zachwycali się Hektor Berlioz
(na łamach „Journal des Débats”), Giacomo Meyerbeer, Józef Korzeniowski i Józef
Ignacy Kraszewski, który w „Gazecie Warszawskiej” uznał wyższość talentu
Kątskiego nad Chopinem. Ostro natomiast krytykował skrzypka Stanisław Moniuszko,
mimo iż Kątski był jego admiratorem. W liście do publicysty i krytyka
muzycznego, Józefa Sikorskiego, pan Stanisław pisał: „Apolinary Kątski, bez
zaprzeczenia tęgi skrzypek w szeregu znakomitości europejskich, mógłby
niezaprzeczone mieć miejsce, gdyby nie nieszczęśliwy bez granic szarlatanizm,
który się nawet i na muzykę klasyczną u niego rozciąga. Jako kompozytor bardzo
niedołężny w wielkich swych sztukach, bardzo sprytny w małych figielkach,
nieznośny w mazurach i w ich wykonaniu nawet. Jako człowiek wielki znawca
durniów i pełen środków, którymi ich za nos wodzi”. Kątskiego nie bardzo też
lubił – i z wzajemnością – Henryk Wieniawski. Obaj skrzypkowie zazdrośni byli o
sławę i o miejsce w panteonie wybitnych wirtuozów skrzypiec.
Kątski przed publicznością lubił popisywać się techniczną biegłością. W swojej
grze stosował wiele tricków, które często przedkładał nad wirtuozerię. Na własne
potrzeby wynalazł monochord, instrument z jedną dowolnie strojoną struną, oraz
pentachord – odpowiednik pięciostrunowych skrzypiec, na które napisał kilka
utworów.
Apolinary Kątski zmarł 29 czerwca 1879 roku w Warszawie. Uroczystości pogrzebowe
odbyły się 2 lipca w kościele Świętego Krzyża. Artystę pochowano na Powązkach w
kwaterze 16 II. Doceniając ogromny wkład Kątskiego w tworzenie polskiego
szkolnictwa muzycznego, w 75 rocznicę utworzenia Konserwatorium, na ścianie
budynku wmurowano okolicznościową tablicę poświęconą skrzypkowi.