Akt 1, scena 1

 

Wnętrze Venusberga (góry Wenus – przyp. Tłumacz) (Hoerselberg, w pobliżu Eisenach). Obszerna grota, ciągnąca się w głąb tak daleko, że oko nie widzi jej końców za zakrętami. Spomiędzy skał, przez które przebija się słabo światło dnia, spływa na sam dół groty zielonkawy wodospad, pieniący się gwałtownie na kamieniach; z basenu, w którym zbiera się woda, strumień płynie dalej i znika w tle; tam tworzy jezioro, w którym widuje się kąpiące się Nimfy, a Syreny przesiadują na jego brzegach. – Po obu stronach groty widać klify o nieregularnych kształtach, pokryte pięknymi, podobnymi do koralowców, tropikalnym porostami.  Tuż przed szczeliną w grocie, rozciągającej się po lewej stronie w górę, a przez którą do środka wpada różowe pół-światło, na pierwszym planie, na bogatym posłaniu siedzi Wenus; u jej stóp, z głową na jej kolanach, pół-klęcząc znajduje się Tannhauser z harfą u boku. Trzy Gracje, uroczo splecione, siedzą przy posłaniu. Obok i za posłaniem mnóstwo jest śpiących Amorków, poprzytulanych w kupce, jak dzieci, które zasnęły po całym dniu harców. Cały pierwszy plan oświetlony jest od dołu przez magiczne różane światło, przez które w mocnym kontraście przebijają się szmaragdowo-zielony wodospad i biała piana jego fal. Przejrzysta błękitna mgła otacza daleki drugi plan, tworząc wrażenie, jakby jezioro skąpane było w blasku księżyca. Kiedy podnosi się kurtyna, młodzieńcy z  kielichami w dłoniach wciąż znajdują się na klifach; teraz jednak, w odpowiedzi na kuszące znaki od Nimf, spieszą do nich, na dół; Nimfy rozpoczęły zapraszający taniec wokół pieniącego się basenu przy wodospadzie, pragnąc zwabić do siebie młodzieńców. Dwie grupy mieszają się w parach; pogonie, ucieczki i czarująca kokieteria ożywiają taniec. Z dalekiego tła nadbiega tłum Bachantów (kapłani / ludzie czczący Bachusa, boga wina i zabawy – przyp. Tłumacz), którzy dołączają do zakochanych par, zachęcając je do dzikszych harców. Gestami egzaltowanego pijaństwa Bachanci namawiają kochanków do porzucenia zahamowań. Ci przytulają się z gorącą namiętnością. Satyrowie i Faunowie wychodzą spomiędzy szczelin skalnych i dołączają do tańca z Bachantami i parami kochanków. Zwiększają dezorientację, ganiając Nimfy; ogólny hałas osiąga szalony szczyt. W tym wybuchu szaleństwa, trzy Gracje podnoszą się na nogi, przerażone. Próbują uspokoić oszalałe grupy i odgonić je. Niezdolne nic zrobić, obawiają się że zostaną także wciągnięte w wir; zwracają się do śpiących Amorków, które unoszą się w górę i w różnych kierunkach, niczym stado ptaków, po czym zrzucają nieprzebłagany deszcz strzał na bałagan pod sobą, niczym generałowie armii rządzący z wysokości. Ranni, pochwyceni w sidła potężnego pragnienia miłości, zaprzestają dzikich tańców i upadają, zmęczeni; Gracje zajmują się nimi, próbując pozbyć się ich, odganiając ich w parach; Bachanci, Faunowie, Satyrowie, Nimfy i Młodzieńcy odchodzą na dalszy plan, poganiani z wysokości przez Amorki. Pojawia się różana mgła, coraz gęstsza i gęstsza. Najpierw znikają w niej Amorki, a następnie ogarnia ona całe tło, by wreszcie tylko trzy Gracje pozostały widoczne obok Wenus i Tannhausera. Powracają one na pierwszy plan; elegancko splecione, zbliżają się do Wenus, po czym mówią jej o swoim zwycięstwie nad gwałtownymi namiętnościami jej poddanych. Wenus patrzy na nie  z wdzięcznością. (Gęsta mgła w tle rozrzedza się, ukazując w chmurach obraz Gwałtu na Europie; Europa niesiona jest przez błękitne morze na plecach białego byka z girlandą kwiatów na szyi, eskortowana przez Trytony i Nereidy.)

 

Chór Syren

Zbliż się do mielizny!
Dotrzyj do lądu,
Gdzie, w ramionach
Żarzącej się miłości,
Pozwól cudownemu ciepłu
Zaspokoić twe pragnienia!

(Różana mgła znów się zbiera, usuwając obraz, a Gracje ukazują w wytwornym tańcu jego interpretację jako działania miłości. Raz jeszcze mgła się rozrzedza. W blasku księżyca widać Ledę, siedzącą na brzegu leśnego jeziora. Podpływa do niej łabędź i z miłością kładzie głowę na jej łonie)

Chór Syren

Zbliż się do mielizny!
Dotrzyj do lądu!

 

 

 

 

 

Akt 1, scena 2

(Tannhauser nagle unosi głowę, jakby wyrwany ze snu. –Wenus układa go z powrotem, pieszczotliwie.)

Wenus:

Powiedz, ukochany, o czymże myślisz?

Tannhauser:

Zbyt wielu rzeczach! Ach, żeby w takiej chwili się budzić!

Wenus:

Powiedz, cóż cię trapi.

Tannhauser:

W snach, jakbym słyszał –
Dźwięk obcy mym uszom –
Zupełnie jak radosne bicie dzwonów!
Och, powiedz! Jakże dawno ostatnio je słyszałem?

Wenus:

Cóż cię tak zachwyca?
Dokąd odchodzisz?

Tannhauser:

Czasu, który tu utraciłem,
Nie mogę zmierzyć.
Dni, miesiące – nic dla mnie już nie znaczą,
Gdyż już nie widuję słońca,
Ani przyjaznych gwiazd w niebiosach;
Nie widuję już źdźbeł trawy, które, zieleniejąc świeżo,
Przynoszą nowe lato;
Słowika, przepowiadającego wiosnę,
Już nie słyszę.
Czy nigdy już tego nie usłyszę, więcej nie uświadczę?

Wenus:

Ha! Cóż ja słyszę? Cóż za głupie wątpliwości?
Czy tak szybko znużył cię słodki cud
Mojej miłości do ciebie?
Czy co? Czy aż tak żałujesz bycia bogiem?
Czy tak szybko zapomniałeś jak dawniej
Cierpiałeś, gdyż teraz pławisz się tu w rozkoszy?
Chodź, mój Śpiewaku,

Wstań i chwyć swą lirę!
Święć miłość, którą tak wspaniale opiewasz w swych pieśniach,
Gdyż wygrałeś dla siebie samą boginię miłości!
Święć miłość, gdyż jej największa nagroda należy do ciebie!

Tannhauser:

(bierze swą lirę)
Niech rozbrzmiewa twoja chwała! Niech cud
Który twoja potęga dla mnie, szczęśliwca, stworzyła, będzie opiewany!
Niech słodka rozkosz, stworzona z twej przychylności,
Wzniesie moją pieśń w głośnym okrzyku triumfu!
Moje serce tęskniło, ach, moje zmysły pragnęły
Rozkoszy, pysznego zaspokojenia:
To, co dawniej uczyniłaś dostępnym jedynie bogom,
Łaskawie podarowałaś mnie, śmiertelnemu.
Ale śmiertelnym, och, pozostałem
I twa miłość jest dla mnie zbyt wielka.
Choć bóg może wiecznie pławić się w radości,
Ja jestem zmienny:
Nie tylko przyjemność leży mi na sercu –
Wśród rozkoszy pożądam także bólu.
Z twego królestwa muszę uciekać –
O królowo,
Bogini, daj mi odejść!

Wenus:

Czegóż to muszę słuchać? Cóż to za śpiewanie?
W jakże wielką otchłań zapadła się twa pieśń?
Dokąd odeszła inspiracja,
Która dawniej wydobywała z ciebie jedynie pieśni radosne?
Co się stało? Gdzie dowód twej miłości?
Ukochany, za cóż mnie ganisz?

Tannhauser:

Dzięki ci za twą przychylność! Niech twa miłość będzie wychwalana!
Wiecznie szczęśliwy mężczyzna, który z tobą żył!
Na wieczność godny pozazdroszczenia ten, który, z gorącą namiętnością
Dzielił boski żar w twych objęciach!
Urokliwe są cuda w twym królestwie,
Oddycham tu magią wszystkich rozkoszy;
Żadna kraina na wielkim świecie nie oferuje nic podobnego,
To co one mają, tobie nie potrzebne.
Ale wśród tych różanych perfum
Tęsknię za leśnymi powiewami,
Za czystym błękitem naszego nieba,
Za świeżą zielenią naszych łąk,
Za słodkimi pieśniami naszych ptaków,
Za drogim biciem naszych dzwonów.
Z twego królestwa muszę uciekać –
O królowo,
Bogini, daj mi odejść!

Wenus:

Bezbożny człowieku! Cóż to! Co też ty mówisz?
Śmiesz odrzucać moją miłość?
Wychwalasz ją, lecz przed nią uciekasz?
Czy zmęczył cię mój urok?

Tannhauser:

Och słodka bogini, nie gniewaj się na mnie!

Wenus:

Czy zmęczył cię mój urok?

Tannhauser:

Twój wszechogarniający urok to to, przed czym uciekam.

Wenus:

Hańba ci, zdrajco! Hipokryto! Niewdzięczny człowieku!
Nie dam ci odejść! Nie wolno ci mnie opuścić!

Tannhauser:

Nigdy moja miłość nie była większa, nigdy prawdziwsza,
Niż teraz, gdy muszę uciekać przed tobą na zawsze!

(Na znak od Wenus ukazuje się magiczna grota)

Wenus:

Chodź, ukochany, spójrz na tę grotę,
W której unosi się lekko różany aromat!
Ten dom najsłodszej rozkoszy
Oczarowałby nawet boga.
Uśpiony na najmiększych poduszkach,
Pozwól, by ból uleciał z twych członków,
Niech chłód złagodzi płomień na twym czole,
A rozkoszny żar rozsadzi serce.

Chodź, kochanie, chodź, chodź za mną! Chodź!

Chór Syren:

Zbliż się do mielizny!

Wenus:

Z przyjemnej odległości słychać słodkie dźwięki
Me ramiona otoczą cię w ciasnych objęciach:
Z mych ust, ze spojrzenia
Spijasz boski nektar,
Nagroda miłości iskrzy się dla ciebie:
Uczta rozkoszy powstanie z naszego zjednoczenia.
Razem świętujmy festiwal miłości!
Nie wolno ci składać niechętnej ofiary –
Pław się w jedności z boginią miłości!
Powiedz, słodki przyjacielu, powiedz mi, ukochany –
Uciekłbyś?

Tannhauser:

Dla ciebie jedynie rozbrzmiewać będzie moja pieśń!
Tylko na twą chwałę będę głośno śpiewał!
Twa słodka fascynacja to źródło całego piękna,
I każdy słodki cud ma w tobie swe korzenie.
Żar, który wznieciłaś w mym sercu
Płonie jasno jak płomień jedynie dla ciebie!
Tak, przeciw całemu światu więc, niezrażony,
Wyłącznie dla ciebie będę śmiałym czempionem!
Jednak, muszę stąd odejść do ziemskiego świata;
Jeśli pozostanę z tobą, będę niewolnikiem.
Tęsknię więc za wolnością,
Wolności, wolności pragnę;
Przetrwam gwałt i burzę,
Jeśli nadejdą, to i zniszczenie i śmierć:
Z twego królestwa muszę uciekać –
O królowo,
Bogini, daj mi odejść!

Wenus:

Zgiń, przepadnij, szaleńcze!
Idź! Zdrajco, widzisz, nie zatrzymuję cię!
Uciekaj! Uwalniam cię!
Przepadnij więc! Szalony śmiertelniku,
Niech to, czego pragniesz, stanie się twoje!
Przepadnij! Przepadnij!
Uciekaj więc do oziębłych ludzi,
Przed których trwożliwą, nieszczęsną czcią
My, bogowie rozkoszy, uciekliśmy
Daleko w głąb ziemi.
Przepadnij, szalony śmiertelniku, szukaj swego zbawienia,
Szukaj swego zbawienia – i nigdy go nie odnajdź!
Błagaj o wybaczenie tych, których dawniej,
Jako zwycięzca, w swym triumfie
Wyśmiewałeś i zhańbiłeś; w tych kwaterach, których nie chciałeś,
Wołaj teraz o przysługę!
Niech rozbłyśnie więc twoja infamia!
W ich wyszydzeniu będzie twa całkowita hańba!
Wygnany, przeklęty, och, jak dobrze to widzę
Jak przychodzisz do mnie, z głową pochyloną:
„Och, gdybyś tylko mógł znów ją odnaleźć,
Tę, która dawniej się do ciebie uśmiechnęła!
Och, gdyby wrota jej radości
Raz jeszcze się dla ciebie otwarły!”
Na progu, spójrz tam –
Teraz leży, rozciągnięty,
Tam, gdzie kiedyś otaczała go rozkosz!
Prosi, o litość błaga, nie o miłość!
Precz! Odejdź, żebraku!
Dla bohaterów jedynie, nigdy dla służebnych, otwiera się moje królestwo!

Tannhauser:

Nie! Ma duma oszczędzi ci narzekań;
Poniżyłoby mnie pojawienie się znów przed twym obliczem!
Ten, kto dziś się z tobą rozstaje, o bogini,
Nigdy do ciebie już nie powróci!

Wenus:

Ha! Nigdy nie wrócisz?
Co ja powiedziałam?
Ha! Co on powiedział?
Że nigdy nie wróci?
Co mam teraz myśleć?
Czy teraz zrozumieć?
Mój ukochany porzuca mnie na zawsze?

Jak mogłam na to zasłużyć?
Jak wzbudzić takie potępienie,
że aż nie dana mi będzie radość
wybaczyć ukochanemu?
Królowej miłości,
Bogini całej łaski,
Czy podarowanie
Pocieszenia przyjacielowi ma być jej odmówione?
Uśmiechając się przez łzy, jak dawniej
Słuchałam cię, pragnąc
Usłyszeć dumną pieśń,
Która od tak dawna wokół mnie ucichła!
Och, powiedz, jak mogłeś podejrzewać
Że mogłabym pozostać niewzruszona gdy kiedyś
Poruszyłyby mnie westchnienia twej duszy,
Gdybym usłyszała twój żal?
Że w twoich ramionach znalazłam doskonałe ukojenie,
Och, za to, nie pozwól mi cierpieć!
Nie zhańb mojej jedynej pociechy!

Jeśli nie wrócisz do mnie,
Przeklinam wtedy cały ten świat,
I niech to, co porzuci bogini
Pójdzie na wieczne zatracenie!

Och, wróć, wróć jeszcze!
Uwierz w moją przychylność, w mą miłość!

Tannhauser:

Ten, kto ucieka przed tobą, bogini, ucieka przed łaską na wieczność!

Wenus:

Nie opieraj się tęsknocie przez dumę,
Jeśli przywiedzie cię ona do mnie!

Tannhauser:

Ma tęsknota wiedzie mnie do bitwy;
Nie szukam rozkoszy i zatracenia!
Och, gdybyś mogła zrozumieć, bogini!
Więc, do śmierci będę szukał!
To śmierć mnie przyciąga!

Wenus:

Wróć, gdy sama śmierć przed tobą ucieknie,
Gdy sam grobowiec przed tobą się zawrze.

Tannhauser:

W swym sercu noszę śmierć i grobowiec,
W żalu za grzechy i odkupieniu win znajdę swe wytchnienie!

Wenus:

Nigdy nie zaznasz wytchnienia,
Ani nie znajdziesz spokoju!
Wróć do mnie, jeśli kiedyś będziesz poszukiwał zbawienia!

Tannhauser:

Bogini przyjemności i rozkoszy, nie!
Och, nie w tobie odnajdę wytchnienie i spokój!
Moje zbawienie w Marii!

(Wenus znika. – Scena szybko się zmienia.)

 

 

 

 

 

Akt 1, scena 3

 

Zielona dolina rozciąga się pomiędzy Hoerselberg a Wartburgiem. Błękitne niebo, jasne słońce. Na pierwszym planie znajduje się kaplica Dziewicy. Pastuszek gra na fujarce i śpiewa. Słychać dzwoneczki.

Pastuszek:

Dame Holda wyszła z góry
By błądzić po polach i łąkach;
Me ucho pochwyciło tak słodki dźwięk,
Że oczy pragnęły go widzieć.

Tam śniłem wiele słodkich snów,
A moje oczy rzadko się otwierały, gdy
Świeciło tam ciepłe słońce.
Maj, maj nadszedł!

Teraz radośnie gram na fujarce,
Maj przyszedł, słodki maj!

(Od strony Wartburga nadchodzi grupa Pielgrzymów, śpiewając)

 Starsi Pielgrzymi:

Do Ciebie zmierzam, Panie Jezu Chryste,
Do Ciebie wędruje pielgrzymów nadzieja!
Chwała Ci, Dziewico słodka i czysta.
Spraw, by nasza pielgrzymka nie była daremna!

Tak właśnie, brzemię moich grzechów mnie przeciąża.
Nie mogę dłużej go nieść;
Bez snu, bez odpoczynku więc
Z radością wybieram trud i znój.

We wzniosłej uczcie łaski
Skromny, odkupię swoje grzechy;
Błogosławiony ten, który naprawdę wierzy:
Zostanie ocalony przez żal i skruchę.

Pastuszek:

Szczęść Boże! Niech Bóg błogosławi Rzym!
Módlcie się za mą nieszczęsną duszę!

(Tannhauser pada na kolana, głęboko poruszony)

Tannhauser:

Chwała Ci, Wszechmogący Boże!
Wielkie są cuda Twojej łaski!

Starsi Pielgrzymi:

Do Ciebie zmierzam, Panie Jezu Chryste,
Do Ciebie wędruje pielgrzymów nadzieja!
Chwała Ci, Dziewico słodka i czysta.
Spraw, by nasza pielgrzymka nie była daremna!

Tannhauser:

Tak właśnie, brzemię moich grzechów mnie przeciąża.
Nie mogę dłużej go nieść;
Bez snu, bez odpoczynku więc
Z radością wybieram trud i znój.

Pielgrzymi:

We wzniosłej uczcie łaski
Skromny, odkupię swoje grzechy;
Błogosławiony ten, który naprawdę wierzy.

 

 

 

 

 

Akt 1, scena 4

 

Landgraf:

(zauważa Tannhausera)

Kimże jest ten mężczyzna, pogrążony w żarliwej modlitwie?

Walther:

Zapewne pokutnikiem.

Biterolf:

Z odzienia – rycerz.

Wolfram:

To on!

Walther, Heinrich der Schreiber (skryba - przyp. Tłumacz), Biterolf, Reinmar

Henry! Henry! Czy ja dobrze widzę?

Landgraf:

Czy to naprawdę ty? Czyś powrócił do otoczenia,
Któreś porzucił w swej napuszonej arogancji?

Biterolf:

Powiedz, cóż twój powrót dla nas oznacza?

Landgraf i śpiewacy:

Powiedz nam, co!

Biterolf:

Pojednanie? Czy oznacza ono nową zwadę?

Walther:

Przychodzisz do nas jako wróg czy przyjaciel?

Śpiewacy (prócz Wolframa):

Jako wróg?

Wolfram:

Och, nie pytajcie! Czy tak wygląda postać arogancji?

(do Tannhausera)
Witaj, dzielny Śpiewaku,
Któryś tak, tak długo był nieobecnym!

Walther:

Witaj, jeśli przybywasz w pokoju!

Biterolf:

Witaj, jeśli zwiesz nas przyjaciółmi!
Witaj! Witaj! Pozdrawiamy!

Inni śpiewacy (prócz Wolframa):

Witaj! Witaj! Pozdrawiamy!

Landgraf:

Więc i ja cię witam!
Powiedz – gdzie tak długo się podziewałeś?

Tannhauser:

Podróżowałem w dalekich krajach –
Tam, gdzie nie odnalazłem odpowiedzi ni spoczynku.
Nie pytajcie! Nie przybyłem tu, by się z wami spierać.
Pojednajcie się ze mną i dajcie mi iść dalej!

Landgraf:

Och, nie! Stałeś się znów jednym z nas.

Walther:

Nie możesz odejść.

Biterolf:

Nie wypuścimy cię.

Landgraf i Śpiewacy

Prócz Biterolfa

Zostań z nami!

Tannhauser:

Dajcie mi spokój! Opóźnienie nic mi nie da,
I nie wolno mi zatrzymać się, by odpocząć!
Droga zmusza mnie do pośpiechu,
Nie wolno mi nigdy patrzeć w tył!

Landgraf i Śpiewacy:

Och, zostań! Pozostaniesz z nami,
Nie pozwolimy ci nas opuścić!
Odszukałeś nas, dlaczego spieszysz dalej
Po tak krótkim ponownym spotkaniu?

Tannhauser:

Daleko, daleko stąd!

Śpiewacy:

Zostań, zostań z nami!

Wolfram:

Zostań z Elizabeth!

Tannhauser:

Elizabeth! – O moce niebios,
Czy to wy podsuwacie mi to słodkie imię?

Wolfram:

Nie zaatakujesz mnie jak wroga, gdyż to ja
Wypowiedziałem je!

(do Landgrafa)
Czy pozwolisz mi, panie, być
Dla niego heroldem dobrej nowiny?

Landgraf:

Powiedz mu o czarze, który rzucił,
I niech Bóg da mu cnotę,
By mógł ten urok cofnąć.

Wolfram:

Gdy zmagałeś się z nami w beztroskiej pieśni,
Czasem zwycięski przeciw naszym próbom,
Innym pokonany przez naszą sztukę,
Jedną nagrodę ty jeden zdołałeś zdobyć.
Czy to magicznie, czy przez swoją siłę,
Osiągnąłeś cud
Pochwycenia najbardziej cnotliwej z dziewic
Swym śpiewem pełnym radości i smutku?
Gdyż, kiedy w swej pysze porzuciłeś nas,
Jej serce zamknęło się na  nasze pieśni;
Widzieliśmy, jak blednie na swym pięknym licu,
Zupełnie porzuciła nasz krąg.
Och, wróć, dzielny Śpiewaku,
Nie pozwól, by twoja pieśń była nam daleka.
Niech więcej nie braknie jej na festiwalach,
Niech jej gwiazda raz jeszcze oświeci nas swym blaskiem!

Śpiewacy (prócz Wolframa)

Bądź jednym z nas, Henry, wróć do nas!
Zapomnij o swarach i niesnaskach!
Niech nasze ballady rozbrzmiewają wspólnie,
I od teraz nazywajmy się braćmi.

Wolfram:

Och, wróć, dzielny Śpiewaku!
Och, wróć!
Niech nasze ballady rozbrzmiewają wspólnie,
I od teraz nazywajmy się braćmi.

Landgraf:

Och, wróć, dzielny Śpiewaku!
Zapomnij o swarach i niesnaskach!

Tannhauser:

Do niej! Do niej! Och, prowadźcie mnie do niej!
Ha, poznaję go już,
Ten piękny świat, który porzuciłem!
Niebiosa spoglądają na mnie,
Łąki lśnią, bogate w kwiecie!
Wiosna, wiosna
Z tysiącem słodkich dźwięków
Wtargnęła do mej duszy, radośnie!
W słodkim pośpiechu,
Moje serce wykrzykuje głośno:
Do niej, do niej!
Prowadźcie mnie do niej!

Landgraf i Śpiewacy:

Ten, którego straciliśmy, zostaje!
Cud nam go tu przywiódł!
Chwała niech będzie słodkiej sile
Która wyzbyła się urokiem jego arogancji!
Teraz ucho wysoko urodzonej damy
Raz jeszcze nastawi się na nasze ballady!
W radosnych, ożywionych tonach
Z każdej piersi rozbrzmiewa pieśń!

(całą dolinę wypełniają myśliwi)
(Landgraf dmie w róg i odpowiadają mu głośne dźwięki rogów z każdej strony. Opada kurtyna)

 

 

 

 

 

Akt 2, scena 1

 

(Sala Śpiewaków w Wartburgu)

Elisabeth:

Droga salo, witam cię raz jeszcze,
Radośnie cię witam, ukochane miejsce!
W tobie budzą się ballady
I mnie wybudzają z ponurych snów.
Kiedy rozstałyśmy się,
Jakże samotna mi się wydałaś!
Opuścił mnie spokój,
Ciebie opuściła radość.
Jak mocno teraz drży moje serce;
Dla mnie wydajesz się teraz piękna i wysublimowana.
Ten, który właśnie wskrzesza mnie i ciebie,
Już nie podziewa się daleko!
Witam cię!
Witam cię!
Moja droga salo,
Przyjmij me pozdrowienia!

(Tannhauser i Wolfram pojawiają się na drugim planie)

 

 

 

 

 

Akt 2, scena 2

 

(Elizabeth widzi Tannhausera)

Wolfram:

(do Tannhausera)
Oto ona; podejdź bez przestrachu.

(Pozostaje w tle.)

Tannhauser:

(rzuca się do stóp Elisabeth)
Och, księżniczko!

Elisabeth:

Niebiosa! Wstań! Zostaw mnie!
Nie mogę cię tu widzieć!

Tannhauser:

Możesz! Och, zostań i pozwól mi
Pozostać u twych stóp!

Elisabeth:

Powstań więc!
Nie klęcz tu, gdyż ta sala
To twoje królestwo. Och, wstań!
Przyjmij me podziękowania za twój powrót!
Gdzie podziewałeś się tak długo?

Tannhauser:

Daleko stąd
W obszernych, oddalonych krainach. Zapomnienie
Opadło na to, co pomiędzy dziś, a wczoraj.
Cała pamięć zniknęła w mgnieniu oka,
I jedyne, co muszę sobie przypomnieć,
To to, że nigdy bardziej nie pragnąłem cię powitać,
Lub podnieść na ciebie wzroku.

Elisabeth:

Cóż więc przywiodło cię z powrotem?

 

Tannhauser:

Cud to był,
Niewiarygodnie wzniosły cud!

Elisabeth:

Chwalę ten cud
Z całego serca!

Wybacz, jeśli nie wiem o co mi chodzi.
Jestem we śnie, niezdarna jak dziecko,
Poddana, bezsilna, mocy cudu.
Ledwie samą siebie poznaję; och, pomóż mi
Rozwiązać tajemnicę mojego serca!

Ballad Śpiewaków
Słuchałam w wielką przyjemnością.
Ich śpiew i ich pochwały
Zdawały mi się przyjemnym widowiskiem.
Ale cóż za dziwne nowe życie twa pieśń
Stworzyła w miej piersi!
Teraz przebiegnie mnie jak ból,
Teraz ogarnie jak nagła radość.
Emocje których nigdy nie doświadczyłam!
Tęsknota, której nigdy nie znałam!
To, co dawniej było mi drogie zniknęło
W obliczu rozkoszy wcześniej niepoznanej!
A kiedy nas wtedy zostawiłeś,
Pokój i radość ode mnie odeszły.
Melodie nucone przez Śpiewaków
Wydały mi się ckliwe, pełne melancholii.
Śniąc, doświadczałam ciężkiego żalu,
Na jawie wszystko wydawało się koszmarem,
Radość uciekła z mego serca –
Henry! Henry! Cóżeś mi uczynił?

Tannhauser:

Chwal boga miłości –
On za mnie szarpał struny,
On przemówił do ciebie w mych balladach –
On doprowadził mnie do ciebie!

Elisabeth:

Chwała godzinie,
Chwała mocy
Która przywiodła mi słodkie wieści
O twej obecności!
Otoczone świetlistą radością,
Słońce uśmiecha się do mnie;
Przebudzona do nowego życia,
Nazywam szczęście swoim!

Tannhauser:

Chwała godzinie,
Chwała mocy
Która przywiodła mi słodkie wieści
Z twych ust.
Do nowo-dostrzeżonego życia
Dzielnie się zwrócę;
Drżący z radości, nazywam
Jego największy cud swoim!

Wolfram:

(w tle)

I tak znika, w tym życiu
Mój ostatni promień nadziei!

 

 

 

 

 

Akt 2, scena 3

 

(Wchodzi Landgraf i zwraca się do Elizabeth)

Landgraf:

Czy spotykam cię teraz w sali, którą tak długo odrzucałaś?
Czy festiwal pieśni w naszym wykonaniu wreszcie cię tu zwabił?

Elisabeth:

Wuju! Och, mój najmilszy z ojców!

Landgraf:

Czy pragniesz
Wreszcie otworzyć na mnie serce?

Elisabeth:

Spójrz w me oczy! Nie mogę mówić!

Landgraf:

Więc jeszcze przez chwilę dłużej,
Niech twój słodki sekret pozostanie niewypowiedziany;
Niech czar nie pryska
Aż sama go nie pokonasz.
Niech tak będzie! Ten, którego pieśń tak wspaniale przebudziła
I pobudziła, dziś ukaże
Ukoronowanie osiągnięć.
Teraz piękna sztuka osiągnie pełnię!

(W tle słychać trąbki, jakby z dziedzińca zamku)

Nobliwi z mojej krainy, których tu wezwałem
Na rzadki festiwal, właśnie nadchodzą;
Zjechali się liczniej niż przewidywałem, gdyż
Słyszeli, że będziesz królową festiwalu.

 

 

 

 

 

Akt 2, scena 4

 

(Landgraf i Elisabeth wchodzą na balkon, by obserwować przybycie gości; anonsuje ich czterech cnotliwych paziów, którzy dostają od Landgrafa instrukcje, jak ich przyjmować)

(Rycerze i Hrabiowie wchodzą, jeden po drugim, ze swoimi damami i orszakami. Orszaki pozostają w tle; pozostałych przyjmuje Landgraf z Elisabeth)

Rycerze i Szlachta:

Radośnie witamy cnotliwą salę,
Gdzie sztuka i pokój niech na zawsze pozostają,
I radosny okrzyk niech rozbrzmiewa:
Księciu Turyngii, Hrabiemu Hermannowi, chwała!

Damy:

Radośnie witamy cnotliwą salę,
Gdzie sztuka i pokój niech na zawsze pozostają,
I radosny okrzyk niech rozbrzmiewa:
Księciu Turyngii, Hrabiemu Hermannowi, chwała!

(Zgromadzeni goście zajęli swoje miejsca. Landgraf i Elisabeth zajmują honorowe miejsca pod baldachimem, na pierwszym planie)

(Śpiewacy wychodzą na przód i pozdrawiają przybyłych uniżonymi pokłonami. Potem zajmują swoje miejsca, znajdujące się w wąskim półkole na środku sali)

(Landgraf wstaje)

Landgraf:

Już wiele pieśni, często pięknych, zostało tu zaśpiewanych
Przez was, drodzy Śpiewacy,
W uczonych misteriach i radosnych piosenkach
Tak samo wspaniale radowaliście nasze serca.
Jeśli nasze miecze w bitwach ponurych i krwawych
Walczyły o majestat niemieckiej krainy,
Jeśli przetrwaliśmy wściekłych Guelfów
I uniknęliśmy rujnującej niezgody,
To nie mniejsza nagroda należy się wam.
Wygraliście swą sztuką
Dla łaski i wdzięcznego zwyczaju,
Dla cnoty i prawdziwej wiary,
Prawdziwie wzniosłe, wspaniałe i chwalebne to zwycięstwo.
Więc, przygotujcie dziś dla nas festiwal –
Dziś, gdy dzielny Śpiewak, którego z żalem
Wyczekiwaliśmy tak długo, powrócił do nas.
To, co przywróciło go nam
Wydaje mi się być cudowną tajemnicą;
Sztuką swej pieśni wyjawcie ją nam.
Więc teraz zadaję wam pytanie:
Czy możecie pokazać mi prawdziwą esencję miłości?
Temu, który to zrobi, kto wyświęci miłość
Najkorzystniej, w swej pieśni, niech Elisabeth podaruje nagrodę,
Niech ten ją odbierze, nawet egzaltowany i śmiały –
Dopilnuję, by ją dostał.
Powstańcie, kochani Śpiewacy! Szarpcie struny!
Oto zadanie! Rywalizujcie o nagrodę
I przyjmijcie z góry nasze podziękowania.

Chór:

Chwała! Chwała! Chwała Księciu Turyngii!
Chwała mecenasowi tej wspaniałej sztuki! Chwała! Chwała!

(Wszyscy siadają)

(Czterej paziowie wychodzą naprzód i zbierają do złotej miski małą rolkę papieru z imieniem każdego Śpiewaka; podają miskę Elisabeth, która wyjmuje jeden z papierków i podaje go z powrotem paziom. Ci czytają imię i idą ceremonialnie na środek Sali)

Czterej Paziowie:

Wolfram von Eschenbach, rozpocznij!

(Wolfram wstaje. Tannhauser opiera się o harfę, jakby zagubiony w marzeniach)

Konkurs Piosenki

Wolfram

Kiedy rozglądam się po tym szlachetnym kręgu,
Cóż za wzniosły spektakl rozświetla moje serce!
Tylu bohaterów, dzielnych, prawych i rozważnych,
Las dumnych dębów, wspaniałych, świeżych i zielonych.
I damy także widzę, urocze i cnotliwe,
Bogato pachnący girland pięknego kwiecia.
Mój wzrok zachwyca Się tym widokiem,
Ma pieśń milknie w obliczu tak świetlanej słodyczy.
Unoszę wzrok do jednej gwiazdy
Która wznosi się na firmamencie i mnie oślepia blaskiem;
Me serce czerpie pociechę z tej odległości,
Ma dusza pada w pobożnej modlitwie.
I oto! Przede mną pojawia się cudowne źródło,
Które zauważa ma dusza, przepełniona zachwytem!
Z niego czerpie radość, bogatą w łaskę,
Przez którą, jakimś sposobem, wskrzesza moje serce.
I nigdy nie zanieczyściłbym tego strumienia,
Czy skaził źródło zwyczajnym pragnieniem:
Nauczyłbym się lojalności, poświęcenia,
Radośnie oddałbym ostatnią kroplę krwi mojego serca.
Wy, szlachetni, zaczerpnijcie z tych słów,
Co uważam za najczystszą esencję miłości!

(Siada)

Rycerze i Damy:

Właśnie tak! Właśnie tak! Chwała twojej pieśni!

(Tannhauser wydaje się przebudzić ze snu: jego wyniosła mina zmienia się w czystą rozkosz. Jest zapatrzony w próżnię. Lekkie drżenie dłoni – która nieświadomie szukała strun harfy – i niepewny uśmiech zdradzają, że jakaś dziwna muzyka wzięła go w posiadanie. Nagle, jakby się obudził, trąca strunę harfy, a jego zachowanie wskazuje na to, że nie ma pojęcia, gdzie się znajduje, a już zupełnie nie obchodzi go Elisabeth)

Tannhauser:

Och Wolframie, któryś to zaśpiewał,
Jakże źle interpretujesz miłość!
Jeśli będziesz tak trwożliwie tęsknić,
Prędzej świat się skończy!
By chwalić Boga we wzniosłej, odległej krainie,
Wznieś oczy do nieba, wpatrz się w Jego gwiazdy!
Cześć powinna być dla takich cudów,
Gdyż nikt nie powinien pożądać ich dla siebie!
Lecz to, co zachęca dotyk,
Leży blisko serca i zmysłów,
To, co zrodzone z tego samego materiału,
W słabszej formie, staje się jednym –
Śmiało podchodzę do źródła rozkoszy
Z którą nigdy nie łączy się strach,
Gdyż źródło jest nieskończone,
Jak nieskończona jest moja tęsknota!
By moje pożądanie wiecznie płonęło
Odświeżę się w jego źródle!
Więc wiedz, Wolframie, że tak właśnie widzę
Najprawdziwszą esencję miłości!

(Ogólna konsternacja; Elisabeth pada ofiarą sprzecznych emocji zachwytu i przestrachu)

Biterolf:

Wyjdź na zewnątrz, by z nami walczyć!
Któż pozostałby spokojny, słysząc cię?
Jeśli raduje to twoją arogancję, mnie też teraz słuchaj, bluźnierco!
Gdy inspiruje mnie wzniosła miłość,
Ostrzy mą broń odwagą;
By nigdy nie została zhańbiona,
Dumnie walczyłbym do ostatniej kropli krwi.
Dla honoru i najwyższej cnoty kobiet,
Jako rycerz noszę swój miecz;
Ale to, co daje zaspokojenie młodości,
Jest tanie i nie warte ciosów.

Rycerze i Damy:

Chwała, Bierfolfie! Oto nasze miecze!

Tannhauser:

Ha, głupi łgarzu Biterolfie!
Czy śpiewasz o miłości, pewny siebie wilku?
Z pewnością nie miałeś na myśli
Tego, co dla mnie zdaje się przepełnione rozkoszą!
Biedaku! Cóż, więc, dawało ci radość?
Twe życie nie było bogate w miłość
A to, co zastąpiło u ciebie rozkosz
Naprawdę nie jest warte ciosów!

Rycerze:

Nie dajcie mu skończyć! Zakończcie tę zniewagę!

Landgraf:

(do Biterolfa, który wyciągnął miecz)

Odłóż miecz! Pokój, Śpiewacy!

Wolfram:

(Wstaje. Zapada zupełna cisza)

Teraz, niebiosa, niech poruszy was moje błaganie!
Dajcie mej pieśni dar boskiego natchnienia!
Pozwólcie mi wygnać grzech
Z tego szlachetnego, czystego kręgu!
Do ciebie, wzniosła miłości, która
W anielskim pięknie wtargnęłaś
Głęboko do mego serca,
Niech rozbrzmiewa moja zainspirowana pieśń!
Ty przybywasz jak posłaniec Boga,
A ja idę za tobą w oddali –
Ty prowadzisz więc do krain,
Gdzie twoja gwiazda świeci wiecznie.

Tannhauser:

Dla ciebie, bogini miłości, rozbrzmiewać będzie ma pieśń!
Pozwól mi głośno zaśpiewać na twą chwałę!
Twoja słodka fascynacja to źródło wszelkiego piękna,
I każdy słodki cud ma w tobie korzenie!
Mężczyzna który trzymał cię zamkniętą w namiętnym uścisku,
Wie, czym jest miłość, i tylko on jeden.
Biedne stworzenia, które nigdy nie zaznały jej miłości,
Ruszajcie, ruszajcie do Venusberg!

Landgraf i Śpiewacy:

Ah, nikczemnik! Odsuńcie się od niego!
Słyszycie! On był w Venusberg!

Rycerze i Damy:

Ah, nikczemnik! Odsuńcie się od niego!
Słyszycie! On był w Venusberg!

Landgraf. Śpiewacy. Rycerze:

Słyszeliście! Jego złe usta
Wyznały jego przerażający grzech.
Dzielił piekielne rozkosze,
Bawił w Venusberg!
Straszne! Ohydne! Godne potępienia!
Zanurzcie miecze w jego krwi!
Wyślijcie go z powrotem do bezdennej otchłani,
Niech tam zgnije, niech tam pozostanie!

(Grożą Tannhauserowi uniesionymi mieczami; Elisabeth rzuca się między nich a jego)

Elisabeth:

Stójcie!

Landgraf. Śpiewacy. Rycerze:

Cóż ja słyszę? Cóż to jest? Co ja widzę? Elisabeth!
Cnotliwa panna po stronie grzesznika!

Elisabeth:

W tył!  Nie boję się śmierci!
Czymże jest rana zadana przez wasze miecze
W porównaniu ze śmiertelnym ciosem otrzymanym od niego!

Landgraf i Śpiewacy:

Elisabeth! Czego muszę słuchać?
Jak twoje serce może pozwolić ci być tak zadurzoną,
Byś ratowała przez karą człowieka
Który tak haniebnie cię zdradził?

Rycerze:

Jak twoje serce może pozwolić ci być tak zadurzoną,
Byś ratowała przez karą człowieka
Który tak haniebnie cię zdradził?

Elisabeth:

Cóż ja się liczę? Ale on – jego zbawienie!
Czy odbierzecie mu jego wieczne zbawienie?

Landgraf. Śpiewacy. Rycerze:

Odrzucił swoją jedyną nadzieję,
Nigdy nie zyska zbawienia!
Przekleństwo niebios spadło na niego,
Pozwól mu odejść w swym grzechu!

Elisabeth:

Nie zbliżajcie się do niego! Nie jesteście sędziami!
Nieludzcy nieszczęśnicy, odrzućcie miecze gniewu
I posłuchajcie słów czystej dziewicy!
Usłyszcie ode mnie, jaka wola Boga!
Dlaczego nieszczęśliwy człowiek,
Pochwycony w sidła strasznej, potężnej magii,
Ma nie uzyskać zbawienia
Poprzez skruchę i zadośćuczynienie na tym świecie?
Czy wy, tacy silni w prawdziwej wierze,
Chcecie zniekształcić radę Najwyższego?
Jeśli chcecie okraść grzesznika z nadziei, powiedzcie,
Jaką krzywdę wam uczynił?
Spójrzcie na mnie, dziewicę, którą zniszczył
Jednym szybkim ciosem w kwiat jej młodości,
Która kochała go całą swą duszą
I której serce przebił boleśnie!
Modlę się za niego, modlę się za jego życie,
Niech kroczy jako pokutnik ku zadośćuczynieniu!
Niech wiara na nowo wstąpi w jego duszę
Gdyż dla niego także kiedyś cierpiał Zbawiciel!

Tannhauser:

Biada, biada mi, nieszczęsnemu śmiertelnikowi!

Landgraf i Śpiewacy:

Anioł zszedł z błyszczącego firmamentu
By obwieścić świętą wolę Bożą.
Spójrz, haniebny zdrajco,
Przyznaj się do winy!
Dałeś jej śmierć, ona błaga o twe życie –
Któż pozostałby nieugięty słysząc modły anioła?
Choć nie przebaczę winowajcy,
Nie mogę przeciwstawić się rozkazom niebios.

Rycerze:

Spójrz, spójrz, haniebny zdrajco,
Przyznaj się do winy!
Dałeś jej śmierć, ona błaga o twe życie –
Któż pozostałby nieugięty słysząc modły anioła?
Choć nie przebaczę winowajcy,
Nie mogę przeciwstawić się rozkazom niebios.

Tannhauser:

By poprowadzić  grzesznika ku zbawieniu,
Boży posłaniec pojawił się przy mnie.
Ale, och, by ją pożądliwie dotknąć,
Wzniosłem na nią swoje rozwiązłe spojrzenie!
O Ty, wysoko ponad tą ziemską krainą,
Który wysłał do mnie anioła zbawienia,
Miej litość dla mnie, który, pogrążony w grzechu,
Haniebnie nie rozpoznał niebiańskiego sługi!
Miej litość! Miej litość!
Och, zmiłuj się nade mną!

Elisabeth:

Modlę się za niego, modlę się za jego życie,
Niech wiara na nowo wstąpi w jego duszę
Gdyż dla niego także kiedyś cierpiał Zbawiciel!

Landgraf:

Straszne zło zostało popełnione.
Nosząc maskę, potępiony
Syn grzechu wpełzł pomiędzy nas.
Wyrzucamy cię spomiędzy nas: z nami
Nie wolno ci już przebywać; nasze domostwo plami wstyd
Przez ciebie, i samo Niebo groźnie spogląda
Przez ten dach, który zbyt długo już cię osłaniał.
Jednak, droga do zbawienia od wiecznego potępienia
Jest dla ciebie otwarta; odrzucając cię,
Wskazuję ci ją. Skorzystaj z niej dla swojego odkupienia!
Na moich ziemiach zgromadzonych jest
Wielu pielgrzymujących pokutników.
Starsi już poszli dalej,
Młodsi wciąż odpoczywają w dolinie.
Choć błahe ich przewinienia,
Serca nie dają im spokoju;
By zaspokoić tę wielką potrzebę zadośćuczynienia,
Wędrują do Rzymu na ucztę łaski.

Landgraf. Śpiewacy. Rycerze:

Musisz iść z nimi na pielgrzymkę
Do miasta łaski
By tam paść twarzą ku ziemi w kurzu
I odpokutować za grzechy!
Przed nim, który oznajmia wyroki Boże
Padnij na ziemię,
Ale nigdy więcej nie wracaj,
Jeżeli nie zyskasz jego błogosławieństwa!
Choć zostaliśmy zmuszeni do powstrzymania gniewu,
Ponieważ anioł to sprawił,
Ten miecz zniszczy cię,
Jeśli pozostaniesz w grzechu i niełasce!

Elisabeth:

Pozwól mu trafić do Ciebie,
O Boże łaskawy!
Wybacz mu, który spadł tak nisko,
Winę jego grzechu!
Za niego tylko będę się modlić,
Niech życie me będzie modlitwą;
Pozwól mu ujrzeć Twe światło,
Nim zagubi się pośród nocy!
W radosnym oczekiwaniu,
Przyjmij tę skromną ofiarę!
Weź, och, weź moje życie:
Już nie należy ono do mnie!

Tannhauser:

Jak mam odnaleźć przebaczenie?
Jak odkupić winę?
Widziałem, jak znika moje zbawienie,
Odchodzi przychylność Nieba.
A jednak pójdę z pokutą,
Bijąc się w pierś,
Padnę twarzą w kurz –
Skrucha będzie mi towarzyszem.
Och, żeby anioł z mej chwili słabości
Który, tak bezczelnie przeze mnie wyszydzony,
Jednak oddaje siebie w ofierze za mnie,
Żeby był ze mną złączony!

Młodsi pielgrzymi:

Na wzniosłym festiwalu łaski.
W pokorze odpokutuję za grzech.
Błogosławiony, kto naprawdę wierzy!
Ocali go skrucha i żal za grzechy.

Tannhauser:

(rzuca się gwałtownie do stóp Elizabeth, gorąco i żarliwie całuje rąbek jej szaty, a potem podnosi się w uniesieniu)

Do Rzymu!

Wszyscy:

Do Rzymu!

(Zapada kurtyna)

 

 

 

 

 

Akt 3

Wprowadzenie

Pielgrzymka Tannhausera

(Dolina Wartburga jak w Scenie 2 Aktu 1. Jest jesień. Zapada wieczór. Elisabeth modli się przed kaplicą Błogosławionej Dziewicy)

 

 

 

 

 

Akt 3, scena 1


Wolfram:

Wiedziałem dobrze, że znajdę ją tu, pogrążoną w modlitwie,
Jak często ją znajduję, kiedy, idąc z leśnych wyżyn,
Błądzę samotnie po dolinie.
Śmierć, którą jej zadał pochowała głęboko
W swoim sercu, ukrytą,
I modli się za niego dniami i nocami –
O, wieczna potęgo świętej miłości!
Oczekuje na powrót pielgrzymów z Rzymu.
Liście już opadają, ich powrót bliski.
Czy on powróci z tymi, którym przebaczono?
To jej pytanie, to jej modlitwa –
Wy, Święci w Niebie, spełnijcie jej prośby!
Choć rana pozostanie nieuleczona,
Niech zazna chociaż tej ulgi!

Starsi pielgrzymi:

Błogosławiony, mogę teraz spojrzeć na ciebie, ma ojczysta ziemio,
I radośnie przywitać twe piękne widoki;
Teraz odłożę laskę pielgrzymią,
Ponieważ, wierny Bogu, zakończyłem podróż!

Elisabeth:

Cóż to za pieśń! To oni! Wracają do domu!
O, Święci w Niebie, pokażcie mi moje zadanie,
Pokażcie, że wypełniam je należycie!

Wolfram:

Oto pielgrzymi. – To święta ballada
Która mówi o zbawieniu, jakiego doświadczyli!
O Niebiosa, wzmocnijcie jej serce,
By zmierzyła się z najważniejszą chwilą w swoim życiu!

Starsi pielgrzymi:

Skruchą i pokutą przebłagałem
Pana, któremu służy me serce,
Który ukoronował moją pokutę błogosławieństwem,
Pan dla którego wznoszę pieśń!
Zbawienie przebaczenia jest dane pokutnikowi,
Wkrótce będzie on żył w pokoju błogosławionych!
Piekło i śmierć go nie przerażają,
Dlatego będę chwalić Boga przez całe życie.
Alleluja! Alleluja na wieczność!

Elisabeth:

(która ze zmartwieniem wypatrywała Tannhausera wśród przemieszczających się pielgrzymów; z żalem, ale spokojnie)

On nie powrócił!

Pielgrzymi:

Błogosławiony, mogę teraz spojrzeć na ciebie, ma ojczysta ziemio,
I radośnie przywitać twe piękne widoki;
Teraz odłożę laskę pielgrzymią.

(głosy pielgrzymów cichną w oddali)

Elisabeth:

(pada na kolana)

Wszechmocna Dziewico, wysłuchaj mej modlitwy!
Wołam Cię, Łaskawa!
Pozwól mi obrócić się w proch przed Twym obliczem,
Och, zabierz mnie z tego świata!
Pozwól, bym czysta i anielska,
Weszła do mej błogosławionej krainy!
Jeśli kiedykolwiek, ogarnięte głupim pragnieniem,
Moje serce odeszło od Ciebie,
Jeśli grzeszna tęsknota,
Ziemska chciwość wezbrała we mnie,
Walczyłam z nią w wielkim cierpieniu,
By zniszczyć ją w swym sercu!
Lecz jeśli nie mogę odpokutować za każdą winę –
Okaż mi swą łaskę,
Bym, jako tego warta,
Zbliżyła się do Ciebie w skromnym powitaniu,
Tylko by błagać o największą przysługę:
Twą łaskę dla jego grzechu!

(Pozostaje w długim czasie w pobożnym transie; kiedy podnosi się powoli, widzi Wolframa, który zbliża się, by z nią porozmawiać.)

(Gestem wskazuje mu, żeby z nią nie rozmawiał)

Wolfram:

Elisabeth, czy nie mogę ci towarzyszyć?

(Elisabeth zapewnia go, tylko gestami, że dziękuje z całego serca za jego wierne przywiązanie, ale jej droga wiedzie do Nieba, gdzie ma wielką misję do wypełnienia; musi więc iść sama i jemu nie wolno iść za nią)

(Wchodzi na wzgórze i powoli znika na ścieżce prowadzącej do Wartburga, a potem jej sylwetka znika w oddali)

(Wolfram, który podążał za nią wzrokiem, siada i gra na swojej harfie)

 

 

 

 

 

Akt 3, scena 2


Wolfram:

Jak zapowiedź śmierci, zmierzch okrywa ziemię
I okala dolinę ponurą szatą;
Dusza, która pragnie wysokości Niebios
Drży w trwodze przed ucieczką przez noc i ciemność.
Tam ty świecisz, najpiękniejsza z gwiazd!
Swój słodki blask przesyłasz w dal,
Twój drogi promień przebija wieczorny zmrok,
I, przyjaźnie, wskazujesz drogę wyjścia z doliny.
O, moja łaskawa wieczorna gwiazdo,
Jak radośnie cię zawsze witałem;
Od serca, którego nigdy nie zdradziła,
Pozdrów ją, gdy będzie cię mijać,
Gdy wzniesie się z tego ziemskiego padołu,
By stać się błogosławionym aniołem.

 

 

 

 

 

Akt 3, scena 3

 

(Jest już dość ciemno. Samotna postać, ubrana w szmaty, wchodzi. To Tannhauser)

Tannhauser:

Słyszałem dźwięki harfy – jak melancholijnie brzmiały –
Z pewnością nie od niej pochodziły!

Wolfram:

Kim jesteś, pielgrzymie,
Podróżujący samotnie?

Tannhauser:

Kim jestem?
Znam cię, jednakże, bardzo dobrze! – Jesteś Wolfram,
Śpiewak wielkiego talentu!

Wolfram:

Henry! Czy to ty?
Co sprowadza cię w te strony? Powiedz!
Czy śmiesz, bez przebaczenia,
Powracać tu?

Tannhauser:

Nie obawiaj się, dobry Śpiewaku,
Nie pragnę dołączyć do ciebie i twoich przyjaciół!
Ale szukam kogoś, kto pokaże mi drogę
Którą dawniej znalazłem tak cudownie łatwo.

Wolfram:

A cóż to za droga?

Tannhauser:

Droga do Venusberg!

Wolfram:

Straszliwy człowieku! Nie bluźnij przy mnie!
To cię przyzywa?

Tannhauser:

Znasz więc drogę?

Wolfram:

Szaleńcze! Strach mnie ogarnia, kiedy cię słyszę!
Gdzie się podziewałeś? Czy nie szedłeś drogą do Rzymu?

Tannhauser:

Nie mów mi o Rzymie!

Wolfram:

Nie byłeś na świętej uczcie?

Tannhauser:

Nie mów o tym do mnie!

Wolfram:

Nie byłeś tam, więc?
Mów, rozkazuję ci!

Tannhauser:

Rzeczywiście, byłem w Rzymie!

Wolfram:

Więc mów! Opowiedz mi o tym, nieszczęsny człowieku!
Tak strasznie mi cię żal!

Tannhauser:

Cóż mówisz, Wolframie? Nie jesteś więc mym wrogiem?

Wolfram:

Nigdy nie byłem, choć wierzyłem, żeś pobożny!
Mów więc, czy byłeś na pielgrzymce w Rzymie?

Tannhauser:

Dobrze więc!
Słuchaj! Ty usłyszysz wszystko, Wolframie.

(Siada niepewnie na skale. Wolfram chce usiąść obok)

Trzymaj się z daleka! Miejsce, gdzie spocznę, jest przeklęte!

Słuchaj mnie, Wolfram, słuchaj mnie!
Z taką wiarą w mym sercu jak żaden pokutnik
Nigdy wcześniej nie czuł, szukałem drogi do Rzymu.
Anioł wyrwał grzeszną dumę
Z mego aroganckiego istnienia;
Dla niej pragnąłem odkupić winę w pokorze,
Błagać o zbawienie, którego mi odmówiono,
By osłodzić jej łzy
Które wylała dla mnie, grzesznika!
Sposób, w jaki najbardziej obciążony pielgrzym
Ruszał w drogę, wydawał mi się zbyt łatwy.
Kiedy jego stopa przemierzała miękką gęstwinę łąk,
Ja szukałem ciernia i kamienia dla swych bosych stóp;
Kiedy przy źródełku pozwalał swoim ustom posmakować odświeżenia,
Ja wybierałem palący żar słońca;
Kiedy on pobożnie ofiarował swe modlitwy niebiosom,
Ja przelewałem swą krew ku chwale Najwyższego;
Kiedy zmęczony pielgrzym odświeżał się w hospicjum,
Ja kładłem swe członki w śniegu i lodzie.
Z zamkniętymi oczami, by nie widzieć ich piękna,
Przemierzałem, ślepy, scenerie Italii,
Zrobiłem to, ponieważ, pełen skruchy, pragnąłem odpokutować,
By osłodzić łzy mojego anioła!
Przybyłem więc do Rzymu, do świętej stolicy,
Leżałem krzyżem, modląc się, na progu sanktuarium.
Dzień świtał; dzwony rozbrzmiały,
Niebiańskie hymny spłynęły na ziemię,
By unieść się gorączkowo w okrzyku radości,
Gdyż obiecywały zbawienie i przebaczenie dla wszystkich.
A potem zobaczyłem tego, przez którego przemawia Bóg –
Wszyscy padli przed nim na kurz.
A on przekazał łaskę tysiącom, przebaczył,
Tysiącom rozkazał radośnie, by powstali.
Potem ja także podszedłem bliżej – z głową opuszczoną –
Z zupełnie żałobną miną, siebie oskarżałem
O grzeszne rozkosze których doświadczyły zmysły,
O pragnienia, których żadna pokuta nie schłodziła;
I o zbawienie od parzących więzów,
Obolały strasznie, błagałem go.
A ten, którego tak błagałem, powiedział: -
„Jeśli przyjemne ci były takie grzeszne rozkosze,
I podpaliłeś swoją namiętność ogniami piekielnymi,
Jeśli przebywałeś w Venusberg,
Jesteś, teraz i zawsze, na wieczność potępiony!
Tak, jak ta laska w mej dłoni
Nie obsypuje się już świeżą zielenią,
Tak od płonących znamion piekła
Już nigdy nie zakwitnie dla ciebie zbawienie!”
Więc upadłem, zamordowany, niemy, na ziemię;
Zemdlałem od razu.
Kiedy się obudziłem, noc ogarnęła opuszczony plac,
Z daleka słyszałem radosne pieśni łaski:
Słodki śpiew mnie obrzydzał!
Od fałszywego dźwięku obietnicy
Który, zimny jak lód, przebił moją duszę,
Drżący strach odepchnął mnie, chwiejącego się na nogach!
Doprowadził mnie tam gdzie czułem taką rozkosz
I radość na jej ciepłej piersi!

Do ciebie, słodka Wenus, powracam,
Do słodkiej nocy twej magii;
Do twego dworu zejdę,
Gdzie twój urokliwy czar na zawsze ześle mi uśmiech!

Wolfram:

Czekaj! Czekaj, nieszczęśniku!

Tannhauser:

Och, nie pozwól mi szukać na próżno!
Jak łatwo cię kiedyś znalazłem!

Wolfram:

Stój, nikczemniku!

Tannhauser:

Słyszysz, jak mnie przeklinają
Poprowadź mnie teraz, słodka bogini!

(Ciemność powoli wypełnia mgła)

Wolfram:

(Drży z przerażenia)

Szaleńcze, kogo ty wzywasz?

Tannhauser:

Ha! Nie czujesz delikatnego zapachu?

Wolfram:

Chodź do mnie! Zgubiłeś się!

Tannhauser:

Nie czujesz słodkich perfum?

(Mgła zaczyna błyszczeć różanym światłem)

Nie słyszysz dźwięków radości?

Wolfram:

Moje serce bije szaleńczo ze strachu!

Tannhauser:

To taniec setki nimf!
Chodź, chodź ze mną do rozkoszy i zatracenia!

(Witać wir tańczących kształtów)

Wolfram:

Oto zła magia!
Piekło przybywa prędko.

Tannhauser:

Zatracenie cieszy każdy mój zmysł,
Kiedy spoglądam na ten błyszczący świt;
To magia krainy miłości –
Weszliśmy siłą do Venusberg!

 

(Pojawia się Wenus, rozciągnięta uwodzicielsko na swoim posłaniu)

Wenus:

Witaj, zmienny mężczyzno!
Czy świat uderzył w ciebie ostracyzmem i ekskomuniką?
I, czy nie znajdując litości,
Szukasz teraz miłości w mych ramionach?

Tannhauser:

Pani Wenus, prawdziwie wybaczająca,
Do ciebie, do ciebie tak mnie ciągnie!

Wolfram:

Magio piekła, zgiń, przepadnij!
Nie rzucaj uroku na zmysły prawego człowieka!

Wenus:

Jeśli raz jeszcze przestąpisz mój próg,
Przebaczę ci arogancję,
Źródło rozkoszy na zawsze będzie dla ciebie płynąć,
I nigdy już ode mnie nie uciekaj!

Tannhauser:

Me zbawienie, zbawienie utraciłem,
Teraz rozkosze piekła są moim wyborem!

Wolfram:

Wszechmocny Boże, zostań przy pobożnym człowieku!
Henry! Jedno słowo, ono cię uwolni!
Twoje zbawienie!

Wenus:

Chodź! Och, chodź! Stań się mój na zawsze!

Tannhauser:

(do Wolframa)

Zdecydowałem! Zostaw mnie w spokoju!

Wolfram:

Jeszcze możesz być zbawiony, grzeszniku!

Wenus:

Och, chodź!

Tannhauser:

Nigdy. Wolframie, nigdy! Muszę tu pozostać!

Wolfram:

Anioł modlił się za ciebie na ziemi,
Wkrótce uniesie się nad tobą, błogosławiąc;

Wenus:

Chodź, och, chodź! Do mnie! Do mnie!

Tannhauser:

Zostaw mnie!

Wolfram:

Elisabeth!

Tannhauser:

Elisabeth!

(Mgła ciemnieje i widać w niej blask zbliżających się pochodni)

Walther, Heinrich der Schreiber, Biterolf, Reinmar, Mężczyźni:

Chwała duszy, która uleciała
Z świętego ciała męczennicy!

Wolfram:

Twój anioł modli się za ciebie przy Tronie Niebieskim,
Została wysłuchana: - Henry, jesteś ocalony!

Wenus:

Lecz dla mnie stracony!

(Wenus znika. Nadchodzi świt, procesja pogrzebowa opuszcza Wartburg i zbliża się)

Walther, Heinrich der Schreiber, Biterolf, Reinmar, Mężczyźni:

Jej jest teraz błogosławiona chwała anielska,
Doskonała nagroda niebiańskiej rozkoszy!

Wolfram:

(do Tannhausera)

Czy słyszysz pieśń?

Tannhauser:

Słyszę!

(Procesja pogrzebowa dochodzi do środka sceny. Składa się z, na przedzie, Starszych Pielgrzymów, potem Śpiewaków niosących ciało Elisabeth na marach, potem Landgrafa, jego Rycerzy i Szlachty)

Mężczyźni:

Święta czysta dziewica która teraz zjednoczona
Z niebiańskim Gospodarzem, stoi w szeregach Nieskończonych!

Błogosławiony grzesznik, dla którego płakała,
Dla którego błaga o zbawienie w niebiosach!

(Wolfram prowadzi Tannhausera do mar, na których leży ciało Elisabeth. Ten powoli pada na ziemię)

Tannhauser:

Święta Elisabeth, módl się za mnie!
(Umiera. Scena tonie w czerwonym blasku poranka)

Młodsi pielgrzymi:

(niosąc laskę pokrytą świeżymi zielonymi liśćmi)

Chwała! Chwała! Chwała cudowi miłosierdzia!
Odkupienie jest darem dla całego świata.
Zdarzyło się w świętej godzinie nocy,
Pan objawił się w cudzie.
Martwą laskę w dłoni kapłana
Obsypał świeżą zielenią:
Dla grzesznika w ogniach piekielnych
Odkupienie zakwitnie więc na nowo!
We wszystkich krainach niech usłyszy on
Że w tym cudzie odnalazł przebaczenie!
Wysoko ponad światem jest Bóg
A Jego litość to nie szyderstwo!

Walther, Heinrich der Schreiber, Wolfram, Biterolf, Reinmar, Landgraf, Rycerze I Starsi Pielgrzymi:

Zbawienie łaski jest nagrodą pokutnika,
Teraz otrzyma on pokój błogosławionych!

Młodsi pielgrzymi:

Alleluja! Alleluja! Alleluja!

(Kurtyna opada)

tłumaczyła
Małgorzata Twarogal
 (marzec 2011)